Recenzja filmu

Terminator 3: Bunt maszyn (2003)
Jonathan Mostow
Arnold Schwarzenegger
Nick Stahl

Kobieta mnie bije

"Bunt maszyn" jest zrobiony w myśl hollywoodzkiej zasady, że skoro raz coś się sprzedało, to sprzeda się tysiąc razy. Zarys fabuły łudząco przypomina poprzednie części tylko, że czegoś jednak
Po sukcesach takich filmów jak dwie pierwsze części "Terminatora", kontynuacji "Obcego" czy oscarowym "Titanicu" Cameron okresowo pozbył się praw do kolejnych filmów o przygodach T-800, swoją decyzję motywując chęcią skupienia się na innych projektach ("Avatar"). Oczywiście włodarze z Hollywood doskonale wiedzą, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja, dlatego tym razem bez wkładu twórcy serii postanowili zrobić kontynuację megahitu. Tak oto powstał "Bunt maszyn".

Dekadę po pokonaniu Skynet John Connor (Nick Stahl) jest już dorosłym mężczyzną, który nie radzi sobie z własnym życiem. Jego nędzna wegetacja zostaje jednak przerwana, gdyż zjawia się T-800 (Arnold Schwarzenegger), którego zadaniem jest obrona Connora. Oczywiście w tym samym czasie pojawia się T-X(KristannaLoken) z zadaniem zlikwidowania Connora. Niedługo potem na całym świecie wszystkie urządzenia cyfrowe zaczynają buntować się przeciwko człowiekowi.



Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w porządku. "Bunt maszyn" jest zrobiony w myśl hollywoodzkiej zasady, że skoro raz coś się sprzedało, to sprzeda się tysiąc razy. Zarys fabuły łudząco przypomina poprzednie części, tylko że czegoś jednak zabrakło. Najważniejszy problem to brak klimatu. Film nie ma pazura ani autorskiego sznytu, sprawia wrażenie, jakby napisany i zrobiony został na przysłowiowym kolanie, tylko po to, żeby wciągnąć z portfeli widzów kolejne dolary.

Kolejny problem to obsada. O ile jeszcze pomysł na kobietę-terminatora był ciekawy, (KristannaLoken, choć nigdy wybitną aktorką nie była, to dobrze odnalazła się w roli zabójczej i bezwzględnej Terminatrix), o tyle Nick Stahl i Claire Danes pasują tu, jak kierownica do latającej miotły. Danes jest po prostu niesamowicie denerwująca, a o odtwórcy roli Connora można powiedzieć, tylko tyle, że... wystąpił. To ma być ten charyzmatyczny przywódca, który ocali ludzkość?



"Bunt maszyn" ma również problem z… humorem. Pierwsza część to mroczny klimat, więc elementy humorystyczne można policzyć na palcach jednej ręki, w sequelu Cameron więcej zabawnych fragmentów umieścił dopiero w wersji rozszerzonej. Natomiast "Bunt maszyn" momentami przypomina autoparodię (pierwsza scena T-800 wygląda jak wyreżyserowana przez braci Zucker). Humor oczywiście nie jest niczym złym, jeśli jest dobry. Niestety żarty są nietrafione i ujmują tylko powadze sytuacji. Kiedy dodamy do tego sztampowy scenariusz, to otrzymujemy naprawdę przecięty obraz.

Oceniając film Jonathana Mostowa z perspektywy czasu, mam nieodparte wrażenie, że gdyby nie był on sygnowany marką "Terminator", to dziś już nikt by o nim nie pamiętał. Oczywiście w porównaniu do "Ocalenia" i "Genisys", "Bunt maszyn" prezentuje się świetnie, ale to co najwyżej przeciętne kino science-fiction, z solidnymi efektami i scenami akcji.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bohaterem filmu jest mężczyzna o imieniu John (Nick Stahl), którego życiowym celem jest poprowadzenie... czytaj więcej
Kino - świat niezwykły, piękny, magiczny... Stworzony przez człowieka, który w dobie rozwoju i postępu... czytaj więcej
Niemal 20 lat od powstania "Terminatora" trzeba było czekać na trzecią część tego filmu. Dwie pierwsze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones